Liść się zerwał rankiem z drzewa,
Skoczył na wiatr i z nim zwiewa.
Rozpiął skrzydła, kopnął nogą
I pofrunął polną drogą.
Najpierw wzbił się ponad drzewa,
Z chmurą w górze pieśń zaśpiewał.
Zrobił obrót, małą beczkę
I stepował tam troszeczkę.
Gdy poderwał swoje ciało,
To aż niebo zaskrzypiało.
Później spłynął w dół pod skosem,
Podśpiewując coś pod nosem.
Zawirował,
Zatańcował,
Trzepnął skrzydłem,
Poszybował
Gdzieś na koniec świata,
Gdzie w ogrodzie chata.
Tam zmęczony,
Uniesiony
Opadł cicho w drzew korony,
Gdzie wśród bliskich swoich braci
W końcu wszystkie siły stracił.