W zimowy wieczór na niebie zawisła ciężka, czarna chmura. Sunęła powoli, wypełniona po brzegi małymi płatkami śniegu. Już od dłuższego czasu wierciły się w niej niespokojnie, w oczekiwaniu na lot na ziemię. Były ich miliony, wszystkie w piękne, niepowtarzalne wzory, wycięte anielską ręką. Chmura, która do tej pory milczała, teraz powiedziała: „Życzę Wam, moje kochane dzieci, szczęśliwego lotu i pamiętajcie – dodała poważnie – że jesteście dziećmi aniołów: piękne, czyste, pełne radości”. Gwiazdki śniegu słuchały w skupieniu, po czym w grupkach zaczęły opuszczać chmurę. Po chwili całe niebo wypełniło się ich puszystymi i wirującymi wesoło śnieżnymi spadochroniarzami. Opadały w ciszy powoli i delikatnie na ziemię, jakby w obawie, by ich lądowanie nie wyrządziło nikomu krzywdy. Rano miliony małych gwiazdek pokryły zamarzniętą ziemię grubym, ciepłym dywanem. Chociaż niebo było szczelnie zasnute chmurami, wokół panowała pogodna atmosfera. Ileż radości było na twarzach dzieci, gdy rano, idąc do szkoły, zobaczyły grubą pokrywę śniegu!
„Chodźcie, ulepimy bałwana!” – zawołały i zaczęły toczyć wielkie, białe kule.
„A to ciekawe!” – zaśmiały się śnieżne płatki, gdy nagle zostały zbite w wielką, śnieżną gromadę.
„Nie przypuszczałyśmy – mówiły zdziwione – że z naszych małych ciałek można stworzyć tak wielkie kule”.
A gdy zobaczyły dużego bałwana, nie posiadały się z zachwytu.
„Jaki wielki i piękny!” – powtarzały.
Ale dzieci znalazły sobie już inną zabawę. Z małej górki, która była niedaleko szkoły, zaczęły zjeżdżać na sankach. Ileż było radości na ich czerwonych twarzyczkach, gdy z gromkim śmiechem zjeżdżały z góry na dół! „Mama byłaby z nas dumna” – powtarzały płatki śniegu. A gdy jakieś sanki przewracały się, płatki biegły szybko na ratunek, ścieląc na ziemi puszystą poduszkę pod upadające główki dzieci. „Jaki miękki i puszysty jest ten śnieg!” – mówiły dzieci. Płatki śniegu, gdy to słyszały, puszyły się jeszcze bardziej z dumy. A gdy dzieci po zabawie wracały do domu, płatki skrzypiały i skrzyły się pod ich małymi stopkami.
„Jak ładnie śpiewa ten śnieg!” – zauważył mały Michałek.
„Jaki jest czysty!” – dodała Zosia, podrzucając śnieg w małych rączkach.
Śnieżne płatki były zachwycone swoim pierwszym dniem na ziemi.
„Jesteśmy wyjątkowe, wszyscy to powtarzają. Mówią, że jesteśmy piękne, czyste i wesołe”.
A gdy na niebie pojawił się księżyc i swym srebrnym blaskiem oświetlił płatki śniegu, te zaiskrzyły się w jego świetle brylantowym blaskiem. Cały świat zamarł na moment z wrażenia.
„ Ależ one piękne!” – powtarzały domy, płoty, jeziora i drzewa.
„Faktycznie, jesteście bardzo ładne w tym blasku księżyca” – powiedział stary kruk.
„Całe w srebrze” – dodał.
– „Ale naprawdę pięknie będziecie wyglądać dopiero w słońcu”. „W słońcu, w słońcu” – powtarzały jak zaklęcie płatki śniegu.
Nagle słowa kruka stały się dla nich najważniejsze. Nie spały całą noc, nie mogąc się doczekać poranka. Chmury, które jeszcze poprzedniego dnia wypełniały szczelnie niebo, teraz w ciągu nocy gdzieś odpłynęły. Rano, gdy pierwsze promienie słońca oświetliły śnieg, zapaliły się złote lampki i zaskrzyły płatki śniegu. „Cudownie, cudownie!” – powtarzały płatki i zaczęły przyglądać się sobie nawzajem. Świat wokół nich przestał dla nich istnieć, nawet dzieci, które wybiegły rano, by znów pobawić się na śniegu, zauważyły, że dzisiaj jest on inny niż wczoraj. Płatki śniegu zajęte były sobą i podziwianiem swojej urody. Nawet gdy po paru godzinach zrobiło się bardzo gorąco, w ogóle tego nie zauważyły. A ich blask bladł i bladł, ich małe ciałka stawały się coraz mniejsze i mniejsze. Zaślepione swoją urodą nawet nie spostrzegły, że w pewnym momencie zamieniły się w wodę.
Stary kruk, który znów się kręcił w okolicy, gdy usiadł obok na drzewie, powiedział: „Tak to się zawsze kończy, gdy ktoś za bardzo zapatrzony jest w siebie”.